Marzec 2014 (Wyspy Kanaryjskie, załoga s/y "Garañon")

Galeria - rejsy za nami

Wyspy Kanaryjskie to doskonały żeglarski cel zarówno dla tych spragnionych jachtingu w czystej formie jak również dla wielbicieli turystycznej eksploracji na lądzie. Oceaniczne wody obmywające ten archipelag gwarantują wspaniałe warunki żeglarskie - regularny silny wiatr i długa atlantycka fala oraz słoneczny klimat pozwalają jachtom sunąć szybko i przyjemnie od wyspy do wyspy. A każda z wysp to niezwykły zbiór zapierających dech krajobrazów i szeroki wachlarz atrakcji turystycznych. Coraz lepsze i co ważne coraz tańsze połączenia lotnicze pozwalają cieszyć się tym pięknem przez okrągły rok. Dolecieć można na każdą z większych wysp, skąd rozpocząć możemy żeglarską przygodę.

Tym razem skrzydła Airbusa dostarczyły nas na Teneryfę, skąd dwoma jachtami rozpoczęliśmy nasz rejs pomiędzy wyrastającymi z oceanu wysokimi wulkanicznymi wyspami. Marinę Radazul opuszczaliśmy w doskonałych nastrojach a na dodatek z nadzieją na sukces znajdujących się na drugiej łódce kolegów wyposażonych w profesjonalne wędki morskie. Pierwsza doba rajdu w stronę znajdującej się na wschodnim krańcu archipelagu wyspy Lanzarote upływała w pogodzie zmiennej i początkowo deszczowej - cóż nawet tutaj czasem musi popadać, nie trwa to długo więc zupełnie nam to nie psuje nastrojów. Pod wieczór wspaniała wiadomość - nasz drugi jacht rozpoczął walkę z wielką rybą, której spodobała się przynęta na haki ich wędki. Po dwóch godzinach z radia VHF dotarł pełen tryumfu głos kapitana - mamy wielkiego tuńczyka! Nie był to jednak koniec przygód na tą noc.. Naprowadzając kolejną pozycję na mapie usłyszałem wywołanie naszej jednostki przez radio Las Palmas. Okazało się, że z niewiadomych przyczyn nasz beacon EPIRB wysłał pojedynczy sygnał wezwania pomocy, co oczywiście postawiło na nogi kanaryjskie służby ratownicze. Na szczęście dotarło do nas wywołanie radiowe i mogliśmy zapobiec rozpoczęciu akcji SAR. Musieliśmy się co godzinę meldować aż do dotarcia do portu docelowego i każdorazowo odpowiadać na szereg pytań ale na tym się skończyło. Kontrola EPIRBa nie przyniosła wyjaśnienia przyczyny tej sytuacji, plomby całe, pława sprawna - może ktoś z załogi emanuje jakąś bioenergią?? Podejrzenie pada na Mirka, który od początku rejsu emanuje nadmiarem energii - ale to oczywiście tylko przyjacielskie żarty.

Lanzarote wita nas piękną i pełną wolnych miejsc mariną........... Gdzie cumujemy po ponad dobowym przelocie. Nasi znajomi ze swoim trofeum morskim dotarli tu tuż przed nami, więc natychmiast zasypalśmy ich gradem pytań o przebieg polowania a co najważniejsze otrzymujemy w darze sporą ilość smakowicie wyglądające świeżej ryby. Jak się potem okazało starczyło nam jej do końca rejsu a ilość fantazji kulinarnych z wykorzystaniem przepysznego tuńczyka stanowić mogłaby podstawę do napisania książki kucharskiej. Następnego dnia załoga uzbrojona w aparaty fotograficzne rusza na podbój wyspy. A jest co oglądać, wulkaniczne krajobrazy, zapierające dech widoki oceanu a do tego niezwykle ciekawe miejsca, muzea, fabryki rumu i czekolady... Na każdej z wysp można by spokojnie zostać cały tydzień a i tak nie dałoby się chyba zwiedzić wszystkich ciekawych miejsc.

Tymczasem nadeszła pora na oddanie cum i kolejny nocny przelot w kierunku Gran Canarii. Wiatr jak zwykle sprzyja, prędkość duża, spokojne morze i piękna noc, po której świt odsłonił wysoką pod niebo wyspę - nasz cel. Po południu oba jachty stanęły bezpiecznie zacumowane w ogromnej marinie w stolicy wyspy - Las Palmas. Tym razem my dotarliśmy pierwsi ale tego wieczora pozostaliśmy w marinie świętując wspólnie osiągnięcie kolejnego etapu rejsu. Rano załogi podzieliły się na mniejsze grupy i wynajętymi samochodami ruszyły ku wysokim szczytom wulkanicznym Gran Canarii. Kilku śmiałków skorzystało też z sąsiadującej z mariną pięknej plaży i skąpało ciała w rześkiej atlantyckiej wodzie. Wieczorem opowieści, przegląd zdjęć i... pyszne steki z tuńczyka.

Pora wracać.. obieramy zatem kurs ku Teneryfie i kolejną noc spędzamy w morzu. Załoga doskonale się zgrała więc obowiązki żeglarskie przeplatają się z opowieściami, dyskusjami i dużą porcją śmiechu co sprawia, że kolejne mile mijają szybko. Południem meldujemy się w marinie Radazul - jak zwykle tydzień rejsu minął błyskawicznie i pora się zbierać. Ostatni dzień pozostawiliśmy na zwiedzanie wyspy ale kilku z nas postanawia skorzystać z okazji, że w marinie jest centrum nurkowe. Wbijamy się zatem w pianki, sprawdzamy sprzęt i hop do wody. Czterdziestominutowa eksploracja kamiennej rafy pod okiem przewodnika oraz spotkanie z podwodną fauną to doskonały deser do naszej kończącej się właśnie kanaryjskiej przygody. Żegnamy się na berlińskim lotnisku oczywiście z nadzieją na ponowne morskie spotkanie. Było super!

kpt. Krystian Szypka

Zdjęcia z drugiego jachtu - www.charter.pl/index.php

 foto: Ania  foto: Ania  foto: Ania  foto: Ania  foto: Ania  foto: Ania  foto: Ania  foto: Ania  foto: Ania  foto: Ania  foto: Ania  foto: Ania  foto: Ania  foto: Ania  foto: Ania  foto: Ania  foto: Ania  foto: Ania  foto: Ania  foto: Ania  foto: Ania  foto: Ania  foto: Ania  foto: Ania  foto: Ania  foto: Ania  foto: Ania  foto: Ania  foto: Ania  foto: Ania  foto: Ania  foto: Ania  foto: Ania  foto: Ania  foto: Ania  foto: Ania  foto: Ania