Zaś dwa kilko do przodu (Baleary, wrzesień 2017)

Galeria - czartery za nami

Do rejsu na Baleary przymierzaliśmy się od dłuższego czasu.
Człek z natury leniwy i nie w smak nam było płynąć z kontynentu na Majorkę.
Szalę przeważył zaiste prosty pomysł aby jacht wziąć po prostu z Majorki :)
I tak też się stało.
Nasz wybór padł na jacht "Luna Rossa", już lekko omszały cruiser, lata swej świetności miał za sobą - jak to się mówi jacht z duszą :)  

Pogoda nas rozpieszczała. Słońce i wiatr w plecy. Czego to więcej chcieć.
Płynąć baksztagiem od zatoczki do zatoczki załoga leniwie trawiła czas.

Hitem wyprawy były olbrzymie podziemne jaskinie w miejscowości Porto Cristo.
A wisienką na torcie genialny koncert w jaskiniach gdzie to grupa muzyków, płynąć podziemną rzeką niewielką łódką grała muzykę klasyczną na skrzypce oraz klawesyn.   

To było dla duszy a co dal ciała? Hiszpańska kuchnia!
Jeżeli ktoś nie próbował a nie chciał by przez przypadek wrócić z paroma kg więcej to niech nie próbuje. Nie mogliśmy przestać się zachwycać nad kunsztem przyrodzonych potraw. Jedna kolacja było nam za mało. Po kolacji w knajpie szukaliśmy kolejnej knajpy na drugą kolację i aby posiedzieć do późna wieczorem.
Paela - zapiekany ryż z owocami można na wielkiej patelni i przede wszystkie mięcho w postaci dojrzewających steków dopełniało każdy nasz dzień.

Wyjazd na Majorkę zapamiętaliśmy jako "rejs kulinarny" bo chyba nie było osoby, której by nie trochę przybyło :)

Kaźń dnia ostatniego pominę. Kto by się tam przejmował potarganym fokiem..
Trochę powiało i tyle :)

Opłynęliśmy Majorkę dookoła ale ciągle pozostał niedosyt.
Wrócimy tu jeszcze - na Minorkę!

Jola i Piotr Szczepańscy